Dwa lata później
Muzyka
Włożyłam kosmyk włosów za ucho i wzięłam się do pracy. Zamoczyłam pędzel w białej farbie i przejechałam nim po białym tle. Przygryzłam wargę próbując się skupić, co nie było wcale łatwe. Jack i Drina dokładnie przyglądali się moim poczynaniom, co strasznie mnie wkurzało. Nienawidzę kiedy ktoś patrzy jak maluję.
W końcu skończyła i zadowolona staję na ziemi.
- Jest piękny - stwierdza Jack, a Drina kiwa głową z uznaniem.
- Cieszę się, że ci się podoba - mówię i chowam farbę do torby.
- Mówię poważnie, to najładniejszy kutas w historii!
Całą trójką wybuchliśmy śmiechem, ale szybko się opanowaliśmy aby nie obudzić ludzi na osiedlu, a szczególnie pani Murano. Myślę, że nie podzielałaby naszego entuzjazmu widząc wielkiego kutasa na przedniej szybie swojego ukochanego samochodu.
- Zmywamy się, dochodzi druga - mówię.
- Spokojnie, mamy czas - Drina opiera się o .
- Jesteś ostatnio bardzo przewrażliwiona Alexandro - zaśmiał się Jack - Czyżbyś się bała kolejnej wizyty na komisariacie?
- Ona się nie boi policji, tylko Matta - zawołała blondynka. Skarciłam ją spojrzeniem, na sam dźwięk jego imienia zrobiło mi się nie dobrze.
- Matta? Przecież to taki uroczy chłopiec - mówi chłopak, naśladując ton starszych pań tarmoszących dzieci za policzki - Tak serio to on nie jest taki zły - dodał już normalnym głosem.
Patrzę na niego z niedowierzaniem.
- No co? Jest policjantem, całkiem przystojnym i szaleje za tobą.
- Jest też tępy, irytujący i pozbawiony wszelkiego rodzaju kultury - mówię krzywiąc się. Nigdy nie zapomnę jak jeden jedyny raz pozwoliłam mu się zaprosić na kolację. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że zaczął się drapać widelcem po plecach. W dodatku moim. Tak mnie to obrzydziło, że zwiałam przez okno w w łazience.
- Przesadzasz - stwierdza Drina - Ostatnio przyniósł ci kwiatka.
- Tak - kiwam głową - Kaktusa.
Drina śmieje się cicho, na co przewracam oczami.
- Kwiatek to kwiatek, liczy się gest. A ten w samej swojej prostocie jest piękny. Zagryzam wewnętrzną stronę policzka, to moje słowa. Powiedziałam to kiedy w moje urodziny Louis kupił mi żółte margerytki. Czyli kwiaty cierpienia w kolorze zazdrości i złości. Jak Elizabeth - która jest bardzo przesądna - zobaczyła je w naszym domu, dostała szału. Nigdy nie zapomnę miny Louisa, gdy się dowiedział, że Elizabeth zemdlała przez jego kwiatki.
- Dla mnie to dureń, koniec tematu.
Drina i Jack wymienili znaczące spojrzenia, ich zachowanie zaczynało mnie powoli wkurzać.
- Kto się czubi ten się lubi - zaśpiewała cieniutkim głosem.
- Daj mi nóż - poprosiłam nie zwracając uwagi na wcześniejszy komentarz. Wiem, że to są tylko żarty, ale naprawdę nie mam na to ochoty. Temat chłopaków drażni mnie bardziej, niż czerwona płachta byka. Po prostu nie.
Drina podała mi narzędzie. Przejechałam palcem po zimnym metalu, zbliżając się do samochodu pani Murano. Światło latarni odbijało się w jego ciemnozielonym lakierze. Przykładam do niego nóż i wolno ciągnę po całej długości samochodu robiąc jedną, wielką rysę.
- Alex nie baw się, musimy już iść - poganiał mnie Jack.
Teraz im się śpieszy.
Zrezygnowana jednym zamachem, wbiłam nóż w oponę samochodu. Uśmiechnęłam się słysząc świst uchodzącego powietrza. Powtórzyłam czynność przy każdym kole, po czym zadowolona wróciłam do Driny i Jacka.
- Spadajmy już stąd - poprosiła Drina - Jeszcze chwila i pojawi się tutaj straż miejska.
- Już idziemy księżniczko - Jack wziął ją pod ramię i pocałował czule w czoło. Uśmiech sam pojawił się na moich ustach, gdy zobaczyłam jak blondynka obejmuje go w pasie. W ich oczach widać tyle ciepła, kiedy na siebie patrzą. Wiem, że nie powinnam, ale zazdroszczę im. W taki zdrowy sposób. Chciałabym mieć kogoś tak bliskiego, jak kiedyś Tomlinsona, lecz nie potrafię. Nie potrafię się otworzyć i dopuścić kogoś do siebie. Nie po tym, co się stało.
Kiedy doszliśmy do samochodu, włożyliśmy nasze torby do bagażnika. Potem Jack usiadł za kierownicą, Drina obok niego, a mi pozostało tylne siedzenie, co w sumie mi pasowało. Położyłam się na fotelach, lekko podkulając nogi, aby zamknąć drzwi.
Jack i Drina rozmawiali o czymś, lecz w ogóle ich nie słuchałam. Zrobiłam się nagle bardzo senna i oczy same mi się zamykały. Dzisiaj cały dzień sprzątałam pokoje w miejscowym pensjonacie, a poprzedniej nocy nie zmrużyłam w ogóle oka bo pracowałam jako kelnerka w barze. Tak to jest, gdy ma się matkę idiotkę.
Dawno, dawno temu, w małym domu w angielskim miasteczku Doncaster mieszkała szczęśliwa rodzina. Wszyscy się kochali, cieszyli i było tak słodko, że można było się porzygać. Pewnego mniej pięknego dnia, wesoły tata z promilami we krwi pierdolnął w drzewo i odszedł. Zostawił bezrobotną żonę z dwiema małymi córkami. Kobieta szukała różnych fuch i pracy, aby utrzymać rodzinę, lecz nie dawała sobie rady. Zaciągnęła mnóstwo kredytów i pożyczek. W prawdzie starała się je spłacać, ale po pewnym czasie stwierdziła, że lepiej przepisać to na córki a samej spierdolić z nowym mężem do Stanów. I tak oto ja i Vicky mamy przesrane do śmierci, bo odsetki nadal rosną. Słodko, prawda? A za miłość macierzyńską powinni przyznać Elizabeth nagrodę Nobla.
- Kurwa - zdenerwowany głos Jacka wyrwał mnie z zamyśleń - Chować się, szybko.
- Co? - usiadłam i spojrzałam przez tylną szybę na ulicę. Na jej końcu dostrzegłam światło, co mogło oznaczać tylko jedno.
Szybko przyległam ciałem do siedzenia.
- Wykrakałaś tą straż miejską - mówię do Driny, a ta cicho przeprosiła.
Wbiłam wzrok w dach, słuchając przyśpieszonego bicia swojego serca. Starałam się nawet kontrolować oddech, chociaż prawdopodobieństwo, że mnie usłyszą było znikome, a właściwie niemożliwe. Po prostu to mnie uspokajało.
Światło w oknie na przeciwko stawało się coraz większe co znaczy tylko jedno - zbliżają się. Nie wiem ile czekaliśmy, ale dla mnie były to godziny.
Przypomniałam sobie jak jako mała dziewczynka, bawiłam się w chowanego z Driną i Jackiem. Chowaliśmy się w całym domu, w najróżniejszych miejscach. Nie wiem jak was, ale mnie zastanawia jeden fakt. Dlaczego zawsze, gdy znajdziemy genialną kryjówkę zachciewa nam się do łazienki? I to tak, że nie możemy wytrzymać. Sekret dorównujący tajemnicy ludzkości, psia mać.
Słyszę jak samochód przejeżdża obok nas, a światła znikają, pozostawiając nas w ciemnościach. Ostrożnie podnoszę się i widzę znikającą na zakręcie straż miejską. Odetchnęłam z ulgą.
- Czysto, spierdalamy - mówię.
Jack i Drina wracają na swoje miejsca i ruszamy. Jedziemy bez świateł, aby nie zwracać na siebie nie potrzebnej uwagi. Jesteśmy akurat na osiedlu, pełnym starszych osób, niezamężnych kobiet i tym podobne, których ulubionym zajęciem jest przesiadywanie w oknie i plotkowanie. A lepiej, aby nikt nie wiedział, że się tutaj kręciliśmy.
Po kilkunastu minutach, znaleźliśmy się na mojej ulicy. Gdy stanęliśmy przed moim - nic nie różniącym się od reszty - domem, dostrzegłam zapalone światło w moim pokoju. Zmarszczyłam brwi. Vicky postanowiła na mnie poczekać? Dziwne.
Samochód stanął, a ja otworzyłam drzwi.
- Widzimy się jutro - mówię szybko do przyjaciół, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu.
- Weź torbę z narzędziami - Jack spojrzał na mnie w lusterku - Mam wrażenie, że mamy ogon.
Kiwam głową.
Szybko podchodzę do bagażnika i biorę torby. Staram się nie odwracać, aby wyglądać na spokojną i pokazać, że nic nie ukrywam. Zatrzaskuję bagażnik, auto odjeżdża, a ja wchodzę do domu.
W środku panuje idealna cisza, więc wzdrygam się gdy stary zegar wahadłowy po dziadkach zaczyna wybijać czwartą nad ranem. Fajnie, za godzinę muszę wstawać do pracy. Podeszłam do komórki pod schodami i wrzuciłam tam niechlujnie torby, po czym go zamknęłam. Rozglądam się po całym korytarzu, bo chociaż wiem, że oprócz mnie i Vicky nikogo tutaj nie ma, to odczuwam niepokój. Boję się ciemności.
Wchodzę powoli na górę, stawiając ostrożnie kroki. Już nie raz nie trafiłam po ciemku w schodek i nabiłam sobie niezłego siniaka. Ciamajda.
Będąc na piętrze zauważyłam, że drzwi do mojej sypialni są otwarte, a z pomieszczenia wydobywa się światło. Idę więc tam i najciszej jak potrafię, wchodzę do środka. Przez dłuższą chwilę nic nie widzę, bo moje oczy nie przyzwyczaiły się do światła. Kiedy odzyskują sprawność dostrzegam na moim łóżku śpiącą Vicky. Czekała pewnie aż wrócę.
Jestem pewna, że jutro jak wrócę z pracy, to będę miała kazanie na temat mojego zachowania. Już widzę Vicky stojącą z skrzyżowanymi rękami i swoją miną ,,złego rodzica''. Och, nie mogę się doczekać.
Na palcach podeszłam do łóżka i przykryłam siostrę kocem, aby nie zmarzła. Mogłabym być złośliwa i ją obudzić, ale kiedy widzę jej podkrążone oczy i zmęczoną twarz, nie mam serca tego zrobić. Ona też dużo pracuje i te parę godzin snu, to jedyny czas kiedy robi coś przyjemnego. Dlatego gaszę światło w pokoju, zamykam cicho drzwi i pozwalam jej trwać w tej przyjemności jak najdłużej.
Louis
Wzdycham głośno, mocno poirytowany. Jest czwarta nad ranem, a ja nie mogę zasnąć. Przewracam się z boku na bok, szukając wygodnej pozycji, jednak nic to nie dawało. Cały czas myślę o Eleanor i naszym dzisiejszym, a raczej wczorajszym spotkaniu. Wciąż analizuję go od początku i zastanawiam się, co właściwie się wydarzyło, bo wciąż to do mnie nie dotarło.
Ja i Eleanor poznaliśmy się trochę ponad rok temu i od razu coś zaiskrzyło. W prawdzie wciąż nie chciałem się wiązać, po tej całej historii z Alex, ale w końcu się przełamałem. Byliśmy naprawdę szczęśliwi. Właśnie, byliśmy. Wczoraj wydarzyło się coś dziwnego, czego wciąż nie mogę zrozumieć.
- Jak można być takim cwelem? - zapytała Eleanor nie odrywając wzroku od laptopa - Dostałam wiadomość od Andersona, chce żebym wróciła do pracy w sklepie.
- To ten co cię zwolnił za rozpraszanie klientów swoją urodą? - zapytałem odkładając telefon, aby na nią popatrzeć. El pokiwała głową.
- Ten sam. Co za tupet, proponuje mi stanowisko kierowniczki, premie i bycie twarzą sieci sklepów.
Prychnąłem cicho.
- No tak, teraz z twoją pomocą by sporo zarobił.
- Pieprzony cwaniak - prychnęła zamykając laptopa - Popsuł mi humor.
Próbowałem powstrzymać uśmiech, widząc jak krzyżuje ręce i marszczy czoło. Wyglądała jak dziecko, któremu właśnie rodzice odmówili kupienia zabawki.
- Poprawić go? - poruszyłem znacząco brwiami i już po chwili znajdowałem się obok niej. Dziewczyna przygryzła dolną wargę i pokiwała głową. Przysunąłem się do niej, napierając na jej niewielkie ciało. Zacząłem składać pocałunki na jej szyi i linii szczęki, drapiąc delikatnie kilkudniowym zarostem. El cicho zamruczała, co sprawiło uśmiech na mojej twarzy. Zacząłem całować jej usta, początkowo delikatnie, jednak z czasem zwiększyłem poziom namiętności. Moje ręce powędrowały pod jej koszulkę, a ona nie protestowała. Eleanor wplątała palce w moje włosy, strasznie to lubi. Otworzyłem na chwilę oczy, aby jej się przyjrzeć.
- Jesteś piękna, Aly.
I w taki oto sposób, wszystko spierdoliłem.
El się wkurzyła, z resztą nie dziwię jej się. Też nie byłbym zadowolony, jakby nazwała mnie imieniem byłego.
Powiedziała, że nie ma już siły, krzyczała i płakała. Zraniłem ją i to już nie pierwszy raz, zdarzało mi się odruchowo powiedzieć do niej Alex, ale jeszcze nigdy podczas stosunku. Tym przekroczyłem granicę. Zachowałem się jak dupek, chociaż zrobiłem to zupełnie nieświadomie. Zupełnie nie wiem, dlaczego tak ją nazwałem. Zapomniałem o Alex, ona nic dla mnie nie znaczy. Ale jednak o niej pomyślałeś. Nie myślałem o niej ani przez chwilę, po prostu mi się wyrwało, nie mam pojęcia dlaczego.
Teraz to bez znaczenia, bo El odeszła, a ja nic nie mogę zrobić.
Alex
Dzisiejszy dzień w barze był okropny. Zepsuła się kasa, więc trzeba było liczyć wszystko na kalkulatorze. W dodatku pokłóciłam się z jedną z klientek, za co dostałam ostrzeżenie od szefa.
- Jeśli coś takiego się powtórzy, to będziemy musieli się pożegnać Alex.
Nie mam pojęcia co było gorsze, zawód w jego oczach czy satysfakcja na twarzy tej jędzy. Wiem tylko, że oba te czynniki powodują, że mam ochotę kogoś zabić.
Zacisnęłam jednak zęby i dotrwałam do końca zmiany. Chyba nigdy się tak nie cieszyłam, że wracam do domu. Jedyne o czym teraz marzę, to moje cieplutkie, mięciutkie łóżko. Nie spałam od prawie dwóch dób, więc będąc w autobusie, prawie przespałam swój przystanek. Kiedy więc przekroczyłam próg domu, naprawdę poczułam się jak w niebie.
- Alex! - usłyszałam krzyk siostry, dochodzący z kuchni.
Czyli moje niebo nie potrwa długo.
- Co chcesz?
- Chodź proszę, panowie do ciebie - w głosie siostry słyszałam niepokój. Zmarszczyłam brwi, nikogo się nie spodziewałam. Nie pewnie weszłam do kuchni. Przy stole dostrzegłam dwóch potężnych mężczyzn w ciemnych mundurach i moją zestresowaną siostrę opartą o szafki. Obaj uważnie mi się przyjrzeli.
- Alexandra Collins? - zapytał brunet, wstając i kierując się w moją stronę. Spojrzałam na niego z obojętnością.
- Zależy czego chcesz - prychnęłam. Vicky spiorunowała mnie wzrokiem.
- Dostaliśmy zgłoszenie - powiedział, zupełnie nie poruszony moją odpowiedzią - Zostałaś oskarżona o wtargnięcie na teren prywatny i zniszczenie mienia. Pójdziesz z nami.
W tym momencie drugi policjant również do nas podszedł. Pomyślałam o torbie z farbami i narzędziami znajdującej się pod schodami.
- Na jakiej podstawie? - zapytałam krzyżując ręce na piersiach, stoją trochę zbyt blisko - Nie mam pojęcia o czym mówicie i dlaczego akurat przyszliście z tym do mnie. Jestem niewinna.
- Wszystkiego dowiesz się na komisariacie.
Wizja komisariatu pełnego mężczyzn mnie przeraża, dlatego nie mogę dopuścić aby mnie tam zabrano.
- Czy nie sądzisz, że lepiej będzie zrobić to przesłuchanie tutaj? - zapytałam patrząc brunetowi prosto w oczy - Niezbyt na rękę mi teraz jechać na drugi koniec miasteczka przez jakieś idiotyczne zgłoszenie, myślę, że tobie też niekoniecznie. Poza tym jestem zmęczona po pracy i chciałabym odpocząć. Podajcie dzień, o który wam chodzi i powiem co wtedy robiłam.
Mężczyzna przez dłuższą chwilę wpatrywał się we mnie bez słowa, analizując moją wypowiedź. Niemal widziałam z jakim trudem jego mózg przetwarzał każde słowo. Cudem powstrzymałam parsknięcie.
- Zgoda - powiedział wreszcie.
- Świetnie - uśmiechnęłam się - Może usiądziemy? Czy moja niewychowana siostra zaproponowała panom herbatę?
W duchu sama siebie strzeliłam po głowie za tą głupotę.
- Jesteśmy w pracy - uśmiechnął się sztucznie - A teraz proszę mi powiedzieć, co pani robiła dzisiejszej nocy między dwudziestą trzecią a czwartą nad ranem.
- Byłam w pracy - powiedziałam bez zastanowienia - Koleżanka poprosiła, abym wzięła za nią zmianę.
- A teraz nie wróciłaś z pracy? - zapytał marszcząc brwi.
Brawo, geniuszu.
- Tak, miałam dwie zmiany pod rząd - wzruszyłam ramionami - Każdy musi sobie jakoś radzić, prawda?
- Prawda - kiwną głową - Jest ktoś, kto mógłby to potwierdzić?
Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka. Szef mnie zabije, za to że znowu wkopałam się w kłopoty, ale to równy gość i mnie nie wyda. Jednak on jeden to zbyt mało wiarygodne alibi. Wymieniam więc policjantowi nazwisko szefa, Vicky, Nelly i Drake'a. Nelly i Drake to jedyne osoby w pracy, z którymi się dogadałam i jestem pewna, że jeśli wcześniej ich uprzedzę, to również będą mnie kryć. Policjanci zadają jeszcze podstawowe pytania, po czym informują mnie, że będą sprawdzać całą sprawę i jak na ich oko, to jestem niewinna. Idioci.
Zbierają się do wyjścia, kiedy decyduję się zaryzykować i pytam.
- To ta stara Murano mnie oskarżyła prawda? - widząc ich zaskoczone spojrzenia, szybko dodaję - Uwzięła się na mnie, więc pierwsza osoba jaka mi przyszła do głowy to ona.
Brunet jeszcze raz uważnie obleciał mnie wzrokiem.
- Tak, to ona - przyznał, po czym kierując się do wyjścia dodał - Do zobaczenia. - Oby nie - powiedziałam, jednak on trzasnął drzwiami i tego nie dosłyszał.
Westchnęłam głośno, coraz więksi kretyni pracują w tej policji. Obróciłam się na pięcie i weszłam do kuchni, gdzie stała wciąż zdenerwowana Vicky. Wyminęłam ją i zaczęłam robić sobie kawę.
- Proszę powiedz, że to nie ty - wypaliła nagle.
Wiem o czym myśli. Przy naszych problemach nie mogę igrać z policją. Nie mamy pieniędzy na mandaty, nie mówiąc już o prawniku w razie sprawy sądowej. W dodatku, gdyby mnie zamknęli to jeszcze trudniej byłoby mi znaleźć jakąś prace. Niem dość, że jestem niewykształcona, to byłabym jeszcze karana.
- Znasz odpowiedź - mówię cicho odmierzając dokładnie łyżeczki kawy - Nie zamierzam ci się tłumaczyć.
Vicky spojrzała na mnie surowo.
- Nie chcę tylko, abyś zrobiło coś, czego później będziesz żałować.
Po czym wyszła z kuchni.
***
Jest już pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :) Miłego czytania i zachęcam do komentarzy.
Pozdrawiam, Rouse xoxo
Świetny!!! Kocham!!! zapraszam do mnie enigmatic-fanfiction.blogspot.com (jeśli ktoś ma ochotę)
OdpowiedzUsuń