Szatyn nagle się zatrzymał. Czułam jak serce mi wali, kiedy odwrócił się w moją stronę. Po chwili zdjął kaptur i okulary. Znowu widziałam jego szaro-niebieskie tęczówki.
- Zawsze byłaś mało spostrzegawcza - powiedział chowając okulary do tylnej kieszeni.
W jednej sekundzie poczułam tysiąc różnych emocji: radość, smutek, złość, fascynacje, irytacje, ciekawość i zażenowanie. Najgorsze było to, że nie wiedziałam co przeważa.
- I po cholere ta cała szopka? Czego chcesz?
Pytania mnożyły mi się w głowie jak szalone.
Czy mogę mu jakoś pomóc?
Czy uda nam się coś naprawić?
Czy obserwował mnie już wcześniej i czekał na odpowiedni moment aby porozmawiać?
Czy on nadal jest takim zajebistym dupkiem jakiego pokochałam?
Czy chciałby w końcu porozmawiać?
Czy on tęstki?
Chciałam poznać odpowiedzi na wszystkie, ale wiem, że nie mogę ich zadać. Jeszcze nie teraz.
Louis uśmiechnął się w sposób jaki mi się w ogóle nie podoba. Na jego twarzy malowała się drwina.
- I taka bezpośrednia, nic się nie zmieniłaś - podsumował.
- Ty również - przyznałam.
Nie kłamałam, Louis był ubrany w tym samym stylu co zawsze. Brązowe włosy ułożone w nieładzie wyglądały jakby dopiero wstał z łóżka. Zęby były śnieżnobiałe a oczy wciąż lśniły tym samym blaskiem. Nadal przystojny i seksowny z nutą słodkości.
- Ciekawe czy z Jamesem też byliście tak bezpośredni.
I wszystko nagle pękło. Zapomniałam jak się oddycha, myśli, żyje. Mentalnie znowu byłam w tym ciemnym pokoju. Ohydny oddech Jamesa przy mojej twarzy. Jego ciało napierające na moje. Ta pieprzona bezradność. Chciałam krzyczeć, ale ostatecznie wyszło na to, że przywaliłam Louisowi w twarz. Nie wiem nawet kiedy to się stało. Po prostu podeszłam, zacisnęłam pięść i uderzyłam. Byłam zadowolona z siebie, że miałam siłe to zrobić.
Nagle poczułam łzy spływające z moich oczu. Musiałam stąd wyjść i to szybko. Nie chcę, aby ten skurwysyn widział jak płaczę. Zdjęłam fartuch kelnerki i cisnęłam go na najbliższy stolik, po czym ruszyłam do drzwi.
- Alex czekaj!
To był Tom.
- Nie teraz.
I wyszłam. W momencie kiedy opuściłam budynek coś we mnie pękło i zaczęłam płakać jak dziecko.
Co za pojeb. Wiedziałam, że jest zły, bo myśli, że to ja go zdradziłam. Ma do tego pełne prawo, wiedziałam jak to będzie wyglądało, kiedy postanowiłam zataić prawde. Nigdy jednak nie sądziłam, że tak się do mnie odezwie. To, że poczułam się jak szmata to jedno, ale tego jak był z siebie zadowolony nie mogłam mu darować. Kurwa jakby tu był to dostałby jeszcze raz po ryju.
Zaszlochałam głośno. Przez łzy cały świat był zamazany. Poczułam nieprzyjemny dreszcz. James. Niee, muszę się pozbyć go z mojej głowy. Kiedy zdaję sobie sprawę, że nie potrafię, zaczynam panikować i jeszcze mocniej płakać.
Jak mogłam dać Louisowi doprowadzić się do takiego stanu?
Nagle coś złapało mnie za ramiona i gwałtownie odwróciło. Przerażona spojrzałam na bruneta.
- Puszczaj mnie kretynie! - krzyknęłam, próbując się wyrwać.
- Posłuchaj - głos Harry'ego był spokojny - Louis przesadził, zachował się jak chuj. Ale ja jestem po twojej stronie. Po prostu z nami porozmawiaj.
Spojrzalam na niego jak na skonczonego idiotę.
- Teraz ty posłuchaj - warknęłam w końcu uwolniając się z jego uścisku - Nie zamierzam rozmawiać ani z tobą, ani z tym dupkiem. Mam gdzieś, co ode mnie chcecie.
- Alex to jest naprawdę ważne, inaczej byśmy do ciebie nie przychodzili.
- To nie jest, kurwa, mój problem! Nie zamierzam ratować wam dup, a szczególnie temu zakochanemu w sobie, aroganckiemu, nie umiejącemu trzymać języka za zębami panu wielkie ego!
Harry głośno westchnął.
- Rozumiem, że jesteś na niego wściekła, ale jestem jeszcze ja. Nie możesz tego zrobić dla mnie?
Co za narcystyczny dupek.
- Jesteś taki sam jak on.
- Nic nie rozumiesz, ja...
- To ty nie rozumiesz. On też. Daj mi spokój.
Na jego twarzy malowala się mieszanka uczuć, współczucie pomieszane z rozczarowaniem i z lekką doza irytacji. Moja szczęka automatycznie mocniej się zacisnęła, wkurzało mnie, że on wymaga ode mnie tak wiele. Chce rozmowy? Przed chwilą rozmawiałam z Louisem i nie wyszło za dobrze. Z resztą czego ja się spodziewałam, w jego oczach jestem nic nie znaczącą suką. Przynajmniej ryj mu troche wyprostowałam. Mimo to poczułam jak do oczu napływają mi nowe łzy. Szybko odwróciłam się od Harry'ego, chcąc w końcu wrócić do domu.
- Zapłacimy ci.
Prychnęłam głośno i spojrzałam na niego przelotnie.
- Mówisz do mnie jak do kurwy.
Nagle poczułam jak brunet łapie mnie za nadgarstek i brutalnie go wykręca.
- Naprawdę Louis już ani trochę cię nie obchodzi?
Obchodzi.
Kurewsko obchodzi.
Mimo to wyszarpuje rękę i odchodzę, czując jak Harry odprowadza mnie wzrokiem.
Świeża łza spłynęła mi po policzku.
Harry
Mocnym ruchem pchnąłem drzwi do knajpy, w której pracuje Alex. Czułem jak złość skręca mnie od środka. Muszę odreagować.
Podchodzę do stolika przy którym siedzi Colin z Louisem. Spojrzeli na mnie wyczekująco.
- Zwiała - przyznałem opadając na siedzenie - W ogóle nie chciała mnie słuchać.
Louis uśmiechnął się drwiąco.
- Czyżby twój czarodziejski urok na nią nie podziałał? Jak mi przykro.
- Nie wkurwiaj mnie - syknąłem patrząc groźnie na przyjaciela - przypominam ci, że to twoja wina, a twoja była, która jest naszą ostatnią deską ratunku, uważa cię za chuja i ma całkowitą rację.
- Nazwała mnie chujem?
- I nie tylko - westchnąłem - Mówiłeś, że ona nie wie, że ty też ją zdradzałeś.
Tommo spojrzał na mnie zaskoczony.
- Bo nie wie.
- Więc dlaczego nam nie pomoże? Normalnie miałaby wyrzuty sumienia i zrobiłaby dla ciebie wszystko, a ona zachowywała się jakby cię nienawidziła.
Louis nic nie odpowiedział i zapadła cisza. Ja przed oczami wciąż miałem brunetkę, coś w niej było co nie dawało mi spokoju.
- Nie nienawidzi cię - odezwał się niespodziewanie Colin - była zaskoczona, po prostu spanikowała i uciekła. Musimy dać jej czas na przemyślenie wszystkiego i dopiero wtedy złożymy jej kolejną wizytę.
- A jak nie będzie chciała? - zapytałem.
Już wyobrażam sobie minę Alex, kiedy mówimy jej o całym planie.
- Będzie chciała - o dziwo powiedział to Louis - Zbyt dobrze ją znam, to tylko kwestia czasu.
— 3 tygodnie później —
- Przecież to on ją zabije - stwierdziłam przyglądając się facetowi zza ekranu telewizora.
Jack głośno westchnął.
- Nie, on ją kocha.
- Jedno nie wyklucza drugiego - wymamrotałam, ale przestałam spotykając dziwny wzrok Jacka.
- Wciąż zapominam, że wolisz zabijanie niż całowanie.
Wzruszyłam ramionami. Właściwie mój przyjaciel miał rację.
- Zabijanie to większa frajda - przyznałam biorąc garść popcornu do buzi.
- A co to za kryminalistyczne pogaduchy?
Aż podskoczyłam przestraszona, a micha popcornu wyślizgnęła mi się z rąk i wylądowała na podłodze.
Tom zasłonił twarz dłonią.
- Boże Alex.
- No co? To ty mnie przestraszyłeś! - powiedziłam z urazą.
- Jasne, to moja wina, że jesteś taką ciamajdą.
Przewróciłam oczami.
- Przykro mi, że tak ci ze mną źle - powiedziałam krzyżując ręce na piersiach i przybierając poważną minę. Nagle usłyszałam parsknięcie, ale nie Toma, który właśnie wyszedł z pomieszczenia, tylko Jacka. Od razu spiorunowałam go wzrokiem.
- No i co się cieszysz?
- Oj Alex, nie obrażaj się. To w ogóle do ciebie nie pasuje.
Rozluźniłam ręce i westchnęłam. Jack miał rację, z resztą jak zawsze. Czasami naprawdę mnie to wkurzało.
- Sory, po prostu ostatnio...- urwałam, zdając sobie sprawę, że nie wiem dokładnie co powiedzieć - ... nie ważne.
- Ej mała - Jack przysunął się bliżej i spojrzał mi w oczy. W jego widziałam mieszankę braterskiej troski i zaniepokojenia.
- Jeśli jest coś, w czym mógłbym ci pomóc to powiedz.
Problem w tym, że nie wiem dokładnie o co mi chodzi. W prawdzie znowu pokłóciłam się z Vicky i zostałam przez nią prawie wyrzucona z domu, ale czułam, że to nie to. Kłótnie z siostrą to standard i nigdy się nimi nie przejmowałam. Tak samo tymi cholernymi długami czy pracą.
Pomyślałam o Louise, ten pieprzony arogant jak na złość nie chce opuścić mojej głowy. Przypomniały mi się jego szaro-niebieskie oczy, rozczochrane włosy i ta pewność siebie widoczna w każdym ruchu. Potrząsnęłam szybko głową, aby wyrzucić go ze swoich myśli.
Patrzę na Jacka. On powiedziałby mi coś, co na pewno poprawiło by mi humor. Jednak wiem, że wtedy musiałabym mu opowiedzieć wszystko dokładnie, a tego nie mogę zrobić.
Uśmiecham się łagodnie.
- Jak coś takiego będzie to ci powiem.
- Kurwa - przeklęłam szpetnie pod nosem, kiedy omal się nie przewróciłam o wystającą z chodnika płytę. Dopiero co wyszłam od chłopaków i naprawdę jestem idiotką, że nie poprosiłam któregoś aby mnie odwiózł do domu. Jest środek nocy, ciemno jak w dupie i nienaturalnie cicho. Wcale mi się to nie podobało, a mam jeszcze do przejścia parę kilometrów.
Nagle poczułam coś dziwnego. Odwróciłam się, ale nikogo nie widziałam. Byłam jednak pewna, że ktoś mnie obserwuje i wątpię aby było to coś dobrego. Przeszło mi przez głowę, żeby wrócić do chłopaków, jednak szybko odrzuciłam tą myśl. Na pewno tylko mi się wydawało i nie potrzebnie dramatyzuję.
Wtedy dostrzegłam niewyraźny cień przed sobą. Stał na środku chodnika, przodem do mnie, a z jego ręki wystawało coś, co wyglądało jak... kij baseballowy.
O kurwa.
Odwróciłam się i zaczęłam szybko iść, jak najdalej od tego typa. Serce waliło mi jak szalone. Czułam się jak w jakimś beznadziejnym filmie. Spojrzałam przez ramię, szedł za mną, był coraz bliżej.
Nie, nie, nie!
Chciałam zacząć biec, ale uświadomiłam sobie, że tylko sprowokuję faceta, który jest z pewnością szybszy niż ja. Nie miałabym z nim żadnych szans. Zaczęło mnie ogarniać przerażenie, a to jest ostatnią rzecz, której chciałam. Nie mogłam stracić logicznego myślenia. Zaczęłam gorączkowo rozważać wszystkie możliwości, których nie miałam za dużo, kiedy uświadomiłam sobie jedną rzecz.
Komórka.
Szybko wyciągnęłam ja z kieszeni i wybrałam z kontaktach numer do Vicky. Niestety moja siostra była poza zasięgiem, a ja obiecałam sobie, że jak tylko wrócę do domu to ja zabiję. Ręce mi się trzęsły kiedy wybierałem numer do Jacka, a potem Toma. Żaden nie odebrał. Znów spojrzałam przez ramię rozpaczliwie szukając jakiegoś rozwiązania. Mężczyzna był już na tyle blisko, że mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Był raczej niski, ale dobrze zbudowany. Miał krótko ścięte czarne włosy, co pasowało do jego ciemnych oczu, które z tej odległości wyglądały jak małe kropki zrobione ołówkiem. Ubrany w skórzaną kurtkę i luźne spodnie, zmierzał ku mnie wolnym krokiem. Jakby strach na mojej twarzy sprawiał mu przyjemność, którą delektował się bardzo powoli.
Od patrzenia na niego zrobiło mi się niedobrze. Szybko wróciłam do kontaktów w telefonie. Z przerażeniem musiałam sobie przyznać, że nie mam już więcej do kogo zwrócić się o pomoc. Drina jest w Paryżu, a Alice - moja psycholog - obecnie znajduje się poza Doncaster. Mimo to jeszcze rozpaczliwie jeżdżę palcem po ekranie w nadziei, że dostanę olśnienia.
I kiedy czytam jedno z imion, chyba go dostaję. Szybko przyciskam zieloną słuchawkę i przykładam telefon do ucha. Z każdym sygnałem byłam coraz bliższa ataku paniki. Wolną ręką zakryłam usta i dopiero kiedy dotykam koniuszkami palców mokrego policzka zdaję sobie sprawę, że płaczę.
Nagle odbiera.
- Halo?
Słysząc jego zachrypnięty głos czuje ulgę. Głośno odchrząkuję i widząc, że mężczyzna zaczyna biec w moją stronę mówię łamiącym się głosem.
- Ratuj.
***
Proszę bardzo o komentarze.
Pozdrawiam, Rouse xoxo
,, Przynajmniej ryj mu trochę wyprostowałam." =D Haha :)
OdpowiedzUsuńCiekawe czego chłopacy chcą od Alex?.. No i kurde czego jakiśidiota ją ściga po nocy?! Przeczuwam, że zadzwoniła do Lou więc... KUŹWA TOMLINSON RUSZ DUPĘ I JEJ POMÓŻ!!!!!!!!
Do następnego Skarbie <3
Świetny rozdział ;D Czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńjuz kocham to ff x
OdpowiedzUsuńSuper!!!
OdpowiedzUsuń