- Na przyjęciu nie możecie mieć nawet chwili zawahania, bo te celebryckie hieny to dostrzegą - stwierdził - Dobrze się jednak spisujecie, więc jestem dobrej myśli.
Mimo jego zapewnień i tak byłam strasznie zestresowana. Bałam się, że zrobię z siebie idiotkę.
Wybrałam w końcu jedną z książek Agathy Christie i położyłam się na kanapie. Musiałam koniecznie zająć czymś myśli, bo inaczej zwariuję.
Gdy byłam już około trzydziestej strony rozległo się pukanie do drzwi. Odłożyłam książkę i poszłam otworzyć. W progu stał Louis.
- Mogę? - zapytał.
- Jasne - wpuściłam go do środka.
Ostatnio więcej rozmawiamy. Szczególnie, kiedy idziemy do gabinetu Colina. Lou przychodzi też czasami do mojego pokoju. Te nasze pogawędki są naprawdę dalekie od ideału. Kiedyś byliśmy swobodni, rozmawialiśmy o wszystkim. Teraz jest sztywno, ale grunt, że w ogóle rozmawiamy. I tak jestem, pod wrażeniem, że on w ogóle chce ze mną gadać. Któregoś razu go o to zapytałam, kiedy wracaliśmy od Colina.
- Będziemy to ciągnąć jeszcze cztery miesiące. Myślę, że będzie nam łatwiej, jak odbudujemy chociaż minimalną relację.
I odbudowaliśmy minimalną relację. Powiedziałabym nawet, że mikro relację.
Louis przeciął pokój i usiadła na kanapie. Spojrzał na kartki i książki rozrzucone na ławie. Wziął do ręki jeden z moich rysunków. Ten przedstawiał dziewczynę pięknej, białej sukience.
- Ładne - stwierdził - Dawno go narysowałaś?
Usiadłam obok niego.
- Kilka lat temu.
Kiwnął głową i znowu przyjrzał się rysunkowi. Potem odłożył go na miejsce.
- A masz coś bardziej z teraz?
Pokręciłam głową.
- Raczej nie. Nie mam ostatnio weny.
- Szkoda, bo dobrze rysujesz - pochwalił mnie, na co się uśmiechnęłam.
Miło było to usłyszeć od Louisa.
- Dzięki.
Nastała chwila ciszy.
Patrzę na przerwę między nami, w którą spokojnie mogła by zająć trzecią osoba. Od nieporozumienia w kuchni trzymam się od Lou na bezpieczną odległość. Wciąż pamiętam jak waliło mi serce, a czas jakby zwolnił. To było coś niesamowitego i nie miało prawa się powtórzyć.
Wciąż jednak nie dawała mi spokoju jedna rzecz. Skoro chciał wyjąć coś z szafki, przecież mógł kazać mi się odsunąć. A tego nie zrobił.
- Vicky podobno przyjedzie w tym tygodniu - uśmiechnął się - Dawno jej nie widziałem, co u niej?
Przełknęłam ślinę. Nie lubię rozmawiać o rodzinie.
- W porządku - przyznałam - Ale niestety nie da rady przyjechać, coś jej wypadło.
Skłamałam.
Tak naprawdę to ja ubłagałam Colina, aby odwołał jej wizytę. W końcu się zgodził i odetchnęłam z ulgą. Mam ważniejsze problemy.
Louis przyjrzał mi się uważnie.
- Nie wyglądasz na smutną z tego powodu - stwierdził.
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Znał mnie na tyle, że wyczułby kłamstwo, ale nie chcę mu opowiadać o moich kłótniach z Vicky. Nie teraz.
- Wydaje ci się - mówię, unikając jego wzroku.
Chcę skończyć ten temat. Louis chyba zauważa moje zmieszanie.
- Jeśli będziesz chciała o tym porozmawiać - zaczął niepewnie - To ja cię zawsze wysłucham.
Miał poważną minę, nie żartował. Ja jednak byłam już zdezorientowana.
Sam sobie zaprzeczał. Jeszcze w szpitalu specjalnie mnie odwiedził, aby mi uzmysłowić, że nie mam co liczyć na przyjaźń. A teraz wyskakuje z czymś takim.
Może powinnam się cieszyć. Bo w końcu chciałabym mieć z nim znów dobry kontakt, ale boję się, że znów będę cierpieć. Powinnam mu być wdzięczna, za to, że próbuje się przełamać. Ale ja nie zniosę domysłów i nadziei.
- Dzięki - mówię cicho - Ja ciebie też zawsze wysłucham.
Chociaż wątpię, że będziesz tego chciał - dokończyłam w myślach.
Louis się uśmiechnął.
- Wiesz, czasami sobie myślę - zaczął - Że to, co się z nami stało jest strasznie niesprawiedliwe. Byliśmy właściwie idealni, a i tak nas rozdzielono - w jego oczach widziałam żal - Zjebana sprawa. Właściwie nie wiem, dlaczego ci to mówię, sory jeśli za bardzo się narzucam.
Przez chwilę trwa cisza. Jestem zbyt zaskoczona jego szczerością. Po chwili jednak udaje mi się odzyskać język w buzi.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile razy ja się nad tym zastanawiałam.
Louis uśmiechnął się smutno.
- Kiedy zobaczyłem cię wtedy w barze, byłem wściekły. Emocje z tamtej imprezy odżyły. Powiedziałem wiele niepotrzebnych rzeczy i... - zawahał się - Przepraszam. Za wszystko.
Szczęka mi opadła. Przeprosił mnie, naprawdę to zrobił.
Mój Boże.
Próbowałam ogarnąć myśli, ale w głowie miałam tylko zamęt. To wszystko potoczyło się tak szybko, nastąpiło tak nagle. Nie wierzę w to, co się właśnie stało.
- Nie masz za co mnie przepraszać - mówię w końcu - Ja postąpiłabym pewnie tak samo w twojej sytuacji.
Louis pokręcił głową.
- Chodzi właśnie o to, że w mojej sytuacji postąpiłabyś zupełnie inaczej - stwierdził - Z resztą, nie ważne. Teraz się kolegujemy, to co było to przeszłość.
Poczułam ukłucie żalu, słyszą ostatnie zdanie. Muszę mu jednak przyznać rację, to przeszłość.
- Będę już leciał do swojego skrzydła - dodał.
- W porządku - uśmiechnęłam się.
Louis wstał z kanapy i opuścił mój pokój, życząc mi jeszcze dobrej nocy. Kiedy drzwi się za nim zamknęły, opadłam na kanapę analizując zdarzenie, które przed chwilą miało miejsce.
Czy Louis w pewnym stopniu się przede mną otworzył?
Bankiet miał się rozpocząć o szesnastej, a mnie już od ósmej nękają ci przeklęci styliści. Po czterech godzinach marudzenia, miałam ochotę ich udusić. Gdyby mogli, to by zdarli ze mnie skórę i założyli nową.
Kiedy więc przychodzi Harry i informuje, że Meg woła wszystkich na obiad, niemal podskakuję z radości. Harry widząc moją moją reakcję śmieje się cicho.
- Było aż tak źle? - zapytał.
Wysyłam mu mordercze spojrzenie.
- Gdybym miała wybierać pracę z tymi ludźmi a leczenie kanałowe, to wybrałabym leczenie kanałowe trzy razy z rzędu.
Po obiedzie, spędziłam jeszcze z zespołem specjalistów dwie godziny. Były to zdecydowanie jedne z najdłuższych dwóch godzin w moim życiu. Jednak kiedy skończyli, to musiałam przyznać, że wyglądałam fenomenalnie. Miałam na sobie białą, dopasowaną sukienkę przed kolano zdobioną pięknymi koronkami. Do tego jasne szpilki i subtelną złotą biżuterię. Włosy mi pofalowano i lekko upięto z tyłu. A wszystko dopełniał perfekcyjny makijaż. Wyglądałam jak milion dolarów.
Podziękowałam stylistom, za ich prace, po czym opuściłam swoją sypialnię. Zeszłam na dół i w kuchni zastałam Meg i Zayna. Kobieta spojrzała na mnie znad rozrzuconych papierów i szeroko się uśmiechnęła.
- Skarbie, wyglądasz niesamowicie! - zawołała zamykając mnie w objęciach.
Na twarzy Zayna również dostrzegłam uśmiech.
- Dziękuję - powiedziałam do Meg, kiedy już mnie puściła.
- Wspaniale, jak księżniczka! - ciągnęła - Gdy ludzie cię zobaczą, to się zakochają!
- Chyba trochę przesadzasz - śmieję się. Chociaż w duchu jest mi strasznie miło.
- Nie przesadza - usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się i zobaczyłam Louisa. Ubrany był w drogi, czarny garnitur, który sprawiał, że wyglądał niesamowicie. Włosy zaczesał do tyłu, co dodało mu elegancji. Poczułam, że nogi się pode mną uginają. Był naprawdę seksowny.
- Wyglądasz przepięknie - powiedział podchodząc do mnie.
Uśmiecham się.
- Ty też.
Czułam się przy nim coraz mniej niezręcznie, szczególnie po wczorajszej rozmowie. Może istnieje szansa że się zaprzyjaźnimy.
- Colin poprosił nas, abyśmy witali gości. Lada chwila mogą się pojawić - powiedział, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Chodźmy - zgodziłam się.
Uścisnęłam tyle dłoni i zostałam tak wiele razy ucałowania w policzek, że gdy wszyscy goście są już w ogrodzie, ja znikam ze stylistami na poprawki. Louis poszedł zabawiać gości, nikt nie zrobi tego tak jak on. Zawsze najlepiej czuł się w towarzystwie. Nie to, co ja.
Mimo wszystko wchodzę do ogrodu pewnym krokiem. Rozmawiam z paroma osobami, cały czas szukając Louisa. W końcu widzę go w grupce starszych mężczyzn, za pewne prezesów. Każdy z nich trzyma w ręce kieliszek z trunkiem.
To niesamowite jak życie Louisa się zmieniło. Jeszcze parę lat temu, musiał łapać każdą pracę, aby tylko pomóc mamie utrzymywaniu rodziny. Teraz ma więcej pieniędzy niż mógł sobie wyobrazić i popija szampana na drogim bankiecie. Życie jest dziwne.
Niespodziewanie do Louisa podchodzi jakąś dziewczyną w czerwonej sukience. Kładzie mu rękę na ramieniu i mówiąc coś do mężczyzn, zabiera go od grupy. Ma czarne jak heban włosy, idealnie wystylizowane. Brylanty jej naszyjnika są tak duże, że widzę je z tej odległości.
Nagle dziewczyna rzuca się Louisowi na szyję i zamyka go w mocnym uścisku. A on wcale się nie broni, tylko mocno przytulna ją do siebie. Czuję, że robię się czerwona. Dlaczego on ją ściska przy wszystkich? Co to w ogóle za dziewczyna.
Niespodziewanie wzrok brunetki spotyka mój. Dziewczyna wysyła mi jadowity uśmiech. Już jej nie cierpię.
- To Tracy Morrell - usłyszałam głos Harry'ego, nie mam pojęcia kiedy podszedł i jak długo mi się przygląda - Amerykańska modelka, niewiarygodna suka i przyjaciółka Louisa. Pojechali kiedyś razem na Karaiby. Od tamtej pory Tommo trzyma się od niej z daleka.
Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Brawo Louis.
- Chyba nie bardzo ją lubisz - bardziej stwierdziłam niż spytałam. Harry pokiwał głową.
- Jest straszna. Nie mam pojęcia, co tu robi, nie było jej na liście gości.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Myślałam, że ochrona nie wpuszcza bez zaproszenia. Potem jednak przypominam sobie, że to jest świat uzależniony od pieniędzy. Wystarczyło, że przekupiła strażników przy bramie, trochę zakręciła swoim cholernie seksownym tyłkiem i oto jest. Od samego patrzenia na nią robiło mi się nie dobrze.
- Ona coś kombinuje - Harry ściszył trochę głos - I wcale mi się to nie podoba.
Miałam złe przeczucia.
- On się nie nabierze, prawda?
Sama nie wiem, dlaczego zadałam to pytanie. Po prostu zastanawiałam się na głos. Poczułam, że Harry kładzie mi rękę na ramieniu.
- Mam nadzieję - westchnął - Nie ma co gdybać. Chodź, zatańczymy.
Pokiwałam głową i razem z Harrym ruszyłam na parkiet. Piosenki były raczej żwawe, więc dość dobrze się bawiliśmy. Chociaż po kilku tańcach nie czułam już stóp, ale byłam tak pogrążona w rozmowie z Harrym, że nie zwracałam na to uwagi. Dogadywaliśmy się tak dobrze, że zapominałam o wszystkim. Nawet Louisie i jego przyjaciółce.
- Harry - zaczęłam - Czemu nie zaprosiłeś Kate na bankiet?
Od razu żałuję, że zapytałam. Uśmiech znikł z twarzy bruneta, a oczy pociemniały. Muszę zdecydowanie nauczyć się trzymać język za zębami.
- Nie mogła przyjechać - zaczął, a jego ciało się napięło - Studiuje i nie ma czasu na takie rzeczy.
Spojrzałam na niego ze współczuciem. Po jego reakcji domyśliłam się, że nie wszystko w ich związku jest tak jak powinno. Zrobiło mi się go szkoda. Harry to świetny facet, zasługuję na szczęście. Nic jednak nie mogę poradzić.
- Przepraszam - mówię spuszczając wzrok - Niepotrzebnie pytałam.
- Nic się nie stało - powiedział spokojnie - Ktoś tu do ciebie idzie.
Patrzył nad moją głową. Odwróciłam się i zobaczyłam Louisa idącego w moją stronę. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc jego radosne oczy. Chłopak objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
Muzyka
- Teraz ja cię porywam - wyszeptał, a jego oddech pieścił mi ucho. Poczułam miłe ciepło, rozlewające się po moim ciele.
- No to chodźmy - ponagliłam go.
Chłopak nie puścił mnie, tylko cofał na środek parkietu. Kiedy już się tam znaleźliśmy kiwnął głową, do jednego z didżejów. Nagle przestrzeń wypełniła wolna muzyka. Spojrzałam zaskoczona na Louisa, który wpatrywał się we mnie w taki sposób, że zaparło mi dech w piersiach. Znów był tamtym Louisem.
Zawiązałam ręce na jego karku i wtuliłam się w jego ramię. Na te parę minut przyzywamy to, co utraciliśmy. Wracamy do przeszłości. Zapominamy o problemach. Kołyszemy się do muzyki i czuję na sobie wzrok innych. Mam to jednak gdzieś, teraz liczył się on.
Nigdy nie przypuszczałabym, że znów znajdę się w jego ramionach. Albo, że znów będę czuć coś tak niesamowitego. W tej chwili mogłabym wszystko.
Czuję bicie serca Louisa. Jest przyśpieszone, tak jak moje. Niespodziewanie dochodzi do mnie, że cholernie mi na nim zależy. Chociaż nie wiem jak bym się okłamywała, to zawsze będzie mi na nim zależeć. I nie wiem czemu, ale czuję, że on ma tak samo.
Nagle czuję niesamowitą rządzę walki. Może moja przyszłość z Louisem nie jest skreślona. Jeśli dowie się, jak tamtego wieczoru było naprawdę, to na pewno mi wybaczy. Albo przynajmniej zrozumie.
O mój boże, chciałam mu teraz opowiedzieć o wszystkim. O Jamesie, o mojej matce, o Victorii. O tym jak musiałam harować, albo jak płakałam nocami i marzyłam, aby móc znaleźć się koło niego. O moich obawach i nadziejach. On by zrozumiał. Wiem o tym.
Niespodziewanie Louis unosi głowę. Patrzę na niego zaskoczona. Piosenka się jeszcze nie skończyła. Wszystkie moje wątpliwości, zostają przez niego rozwiane, gdy łączy nasze wargi w bardzo subtelnym i osobistym pocałunku. Chciałam tego, naprawdę tego chciałam. On również. Czułam, że się uśmiecha, przez co ja również nie mogłam powstrzymać uśmiechu. On był niesamowity.
- Nie psujmy nic Aly - wyszeptał, kiedy się od siebie oderwaliśmy - Nigdy więcej.
Miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi zaraz z piersi. Znów byłam Aly. Zwracał się do mnie, a nie do swojej udawanej dziewczyny.
Przyłożyłam dłoń, do jego policzka.
- Nie zepsujemy tego - mówię - Już nie.
I nasze usta znów się spotykają.
Po dwóch godzinach, większość gości była już pod wpływem wina i szampana. Słychać było tylko śmiechy i ożywione rozmowy. Wszyscy byli czymś zajęci. Niall podrywa jakąś kelnerkę z kateringu, Zayn i Liam zajęli się swoimi dziewczynami, Harry rozmawia z Colinem na końcu sali, a Louis gdzieś zniknął. Jedynie ja siedzę sama, jak ostatnia sierota i popijam szampana. Chciałabym, aby to przyjęcie już się skończyło. Mam dość szpilek i tej sukienki. Po paru godzinach, stała się okropnie niewygodna.
Spojrzałam na pusty już parkiet i do mojej głowy napłynęły wspomnienia. Czułam, że tutaj zdarzyło się coś prawdziwego, nie tak jak w restauracji. Wtedy jedynie graliśmy, a dzisiaj było inaczej. Jeszcze długa droga przed nami, ale razem damy radę. Zaczniemy od początku.
Niespodziewanie ktoś wyrwał mnie z zamyśleń, zajmując krzesło obok.
- Możemy porozmawiać?
Pokiwałam głową. Niall uśmiechnął się słabo i oparł łokcie o stół. Wyglądał na zdenerwowanego.
- Widzę, że źle się czujesz w towarzystwie moim i Zayna - zaczął prosto z mostu i widząc, że chce coś wtrącić, szybko dodał - Nie dziwię ci się. Ten cały zakład, na pewno strasznie cię zabolał. Tyle, że nie wiesz o wszystkim.
Ta rozmowa źle się zapowiada. Zawsze, gdy ktoś tak zaczyna, to potem jest tylko gorzej. Mimo to milczę i pozwalam kontynuować blondynowi.
- Wszyscy byliśmy bardzo pijani, opijaliśmy sukces piosenki. Wtedy Louis wygadał się o twoim przyjeździe. Któryś rzucił wyzwanie, a Zayn i ja je przyjęliśmy. Wiem, że to głupie, ale byliśmy naprawdę nawaleni - pokręcił głową - Ani ja, ani Malik nie zamierzaliśmy wypełniać zakładu. Nie tknęlibyśmy cię.
Spoglądam na niego niepewnie. Jest w nim coś, co sprawia, że mu wierzę. Słyszałam poczucie winy w jego głosie, smutek kryjący się w oczach. Mówił mi prawdę. Sama wiem, co wyczyniałam i obiecywałam po alkoholu, dlatego jestem w stanie ich zrozumieć.
Nasuwało mi się tylko jedno pytanie.
- Więc po co Louis mi to mówił? - zapytałam.
Niall znów się uśmiechnął.
- Chyba dlatego, że się o ciebie bał - przyznał - Znaczy nie mówię, że nie ma do nas zaufania. Po prostu on wie, że są różne sytuacje w życiu. Chciał cię ostrzec.
Wiem, że mówił to w dobrych intencjach, ale i tak kiedy słyszę o ,,różnych sytuacjach w życiu'' przechodzi mnie dreszcz. Źle to brzmi.
Mimo to uśmiecham się do niego.
- Dzięki Niall, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
Chłopak również się uśmiechnął i chciał chyba jeszcze coś powiedzieć, gdy niespodziewanie nadbiegła Meg.
- Alex - zawołała widocznie zdenerwowana - Gdzie, do różowych cukiereczków, jest Louis! Zaraz podadzą tort, musi tu być!
- Spokojnie, Meg. Zaraz go znajdę - zapewniłam.
Przeprosiłam Nialla i ruszyłam szukać Tomlinsona. Przeszłam przez ogród, ale niestety nigdzie go nie widziałam. Dlaczego to on zawsze gdzieś przepada? Westchnęłam. Gdzieś musi być. Nie było go przy żadnym ze stołów, dla pewności sprawdzałam też pod nimi. Nie miałam pojęcia czy dużo dzisiaj wypił. Przeszłam się też do fontanny, ale tam zastałam jedynie jednego z pracowników wytwórni, śpiącego na ławce. Mam wielką nadzieję, że Louis nie będzie w takim stanie.
Kiedy sprawdziłam już każdy krzak w ogrodzie, postanawiam iść do domu. Może jest w swoim pokoju albo łazience. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko to sprawdzić.
W domu panuje cisza. Korzystam z chwili, kiedy nikt mnie nie widzi i ściągam szpilki. Niech moje stopy chodź chwilę odpoczną. Idę do salonu i z niezadowoleniem stwierdzam, że jest pusty. Na miłość boską, gdzie on się zaszył? Potem sprawdzam łazienki i nadal nic. Chcę już iść na górę, gdy nagle do moich uszu docierają dziwne dźwięki z kuchni. Trochę zaskoczona postanawiam to sprawdzić.
Wchodzę do pomieszczenia i staję jak wryta. Znalazłam Louisa i właściwie powinnam się cieszyć. Nie przewidziałam jednak, że zastanę go liżącego się z półnagą Tracy. Dziewczyna właśnie zaczynała siłować się z jego koszulą. Mruczenie przez pocałunki tej zdziry sprawiało, że coraz bardziej chciało mi się płakać.
Więc to taka przyjaciółka.
Nie będę płakać. Chciałam się wycofać, ale niechcący wpadłam na krzesło i narobiłam hałasu. Louis oderwał się od Tracy i spojrzał na mnie zaskoczony.
Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, nogi zrobiły mi się jak z waty. Cudem udało mi się coś wykrztusić.
- Meg podaje tort, wszyscy na ciebie czekają.
Louis odsunął się od Tracy, która uśmiechała się triumfalnie. Od jej widoku, robiło mi się niedobrze. Musiałam stąd wyjść. Było mi duszno, ogarniała mnie rozpacz.
- Alex - Louis ruszył w moją stronę, ja jednak szybko opuściłam kuchnię.
Próbowałam opanować oddech i się uspokoić. Mówiłam sobie, że muszę teraz wyjść do ludzi w ogrodzie w fantastycznym nastroju. To co zrobił Louis nie może na niego wpłynąć.
- Alex, zaczekaj! - słyszałam za sobą jego wołanie.
Stanęłam i odwróciłam się, czekając aż mnie dogoni. Nie chcę z nim rozmawiać. Jestem jednak tak wściekła, że muszę teraz z siebie wyrzucić, to co myślę. Kiedy w końcu go zobaczyłam poczułam ucisk w gardle. Chyba jednak się rozpłaczę.
- Prawie uwierzyłam w twoją bajeczkę o niesprawiedliwości - powiedziałam lodowatym tonem.
Louis spojrzał na mnie błagalnie.
- Alex, ja nie chciałem...
- Wiem co chciałeś, od samego początku o to ci chodzi, dlatego tutaj jestem - z każdym słowem, jestem coraz bardziej zła - Robisz wszystko, abym cierpiała tak jak ty cierpiałeś. Ale coś ci powiem Louis, ja swoje odpokutowałam. Mnie też bolało nasze rozstanie i boli nadal. A jeżeli ty postawiłeś sobie za cel zemstę, to gratuluję. Osiągnąłeś go.
Miałam ochotę krzyczeć, albo go uderzyć. Doszłam jednak do wniosku, że to przecież nie ma znaczenia. Chwilę go poboli i zaraz przestanie.
- Koniec gierek, Tomlinson - syknęłam, zabijając go spojrzeniem.
Już miałam odejść, kiedy chwycił mnie za rękę, którą natychmiast wyrwałam.
- Nie chodzi o zemstę, Aly.
Zignorowałam jego słowa.
- Ubierz się, musimy iść - mówię, nie patrząc na niego.
Nie daje mu nic dodać, bo od razu wychodzę i przylepiam fałszywy uśmiech do twarzy. W środku jednak wyję z płaczu. Wracam do swojego miejsca przy stole i informuję wszystkich, że Louis za chwileczkę się zjawi.
Kiedy przychodzi, wygląda dokładnie tak jak przed zniknięciem. Uśmiechnięty, pewny siebie. Zupełnie jakby zdarzenie sprzed chwili nie miało miejsca. To sprawia, że czuję się jeszcze gorzej.
Louis rozejrzał się po sali, jakby kogoś szukał. W końcu jego wzrok zatrzymał się na mnie. Uśmiechnął się, ale w jego oczach widziałam ból i współczucie. Odwróciłam wzrok, poczułam napływające łzy. Jestem cholerną idiotką.
Chłopaki stanęli przy torcie i zdmuchnęli świeczki. Przyszło mi na myśl, że jestem jak jedna z nich. Louis rozpalił we mnie nadzieję. I gwałtownie ją dzisiaj ugasił.
***
Miłego czytania ;)
Rouse xoxo
Super.Życzę weny i czekam na następny
OdpowiedzUsuń~Mrs.Tomlinson
Super rozdział *.*
OdpowiedzUsuńDlaczego Louis to zrobił? i to z tą Tarcy? Nie spodziewałam się. Tzn sądziłam że będzie się gdzieś z kimś pieprzył, ale nie sądziłam, że z Tarcy.
Coś tak sądze, że to właśnie Tarcy, żeby się zemścić za przerwanie ich 'przyjemności' powie Louisowi to co się stało w tym klubie.
A jak nie to.. nie wiem co, ale fajnie by było jakby tak było xD
Masło Maślane xD
Julia xx