sobota, 1 sierpnia 2015

5

Louis
Skręciłem gwałtownie w prawo słysząc pisk opon. Zupełnie jednak nie zwróciłem na to uwagi, teraz liczyła się tylko Alex.
Jechałem do miejsca, które mi wskazała i w duchu błagałem, aby nic jej nie było. Nie wybaczę sobie, jeśli ten skurwysyn coś jej zrobi.
Dzieliły mnie od niej zaledwie trzy przecznice, więc zaciskam zęby i mocniej przyduszam podał gazu. Mam w dupie sygnalizację świetlną, znaki czy innych kierowców. Muszę znaleźć Aly.
Kolejny zakręt i znalazłem się na miejscu, ale nigdzie, kurwa, nie widziałem Alex. Zaparkowałem niedbale, bardziej na chodniku niż na drodze, i wyskoczyłem z auta. Collins miała czekać pod pocztą, więc biegnę tam jak najszybciej. Od razu jednak głośno przeklinam, bo nigdzie jej nie ma. Gorączkowo rozglądam się na wszystkie strony. A jeśli ten facet ja gdzieś zaciągnął? Albo pobił i zostawił w jakimś zaułku? Nie chcę nawet myśleć o najgorszym.
Nagle usłyszałem krzyk. Jej krzyk. Zaczynam biec w kierunku, z którego wydawało mi się że dochodził. I nagle ich zobaczyłem. Przybierał ją do ściany, zapłakaną i zakrwawioną. Przez chwilę stałem osłupiały, nie wiedząc co zrobić. Dopiero kiedy zobaczyłem, że ten chuj unosi rękę aby zadać kolejny cios, odzyskałem zimną krew. Podchodzę do nich i chwytam tego typa za łokieć, po czym mocno wykręcam. Facet krzyczy i wyrywa się z moich rąk, zostawiając Alex przy ścianie. Nasze spojrzenia na chwile się spotykają, była przerażona.
Nagle poczułem tak mocny ból z prawej strony twarzy, że aż się zachwiałem. Spojrzałem zaskoczony do przodu i zobaczyłem wielkie cielsko machające w moją  stronę pięściami. Po chwili znowu oberwałem, tym razem w brzuch i szczękę. Ale nie pozostawałem temu dupkowi dłużny i udało mi się kilka razy trafić w jego ohydny ryj. Zaczęliśmy się okładać jak opętani, zupełnie ignorując otoczenie. Miałem ochotę go zabić, za to co zrobił Aly. I przysięgam, że gdyby nie policja, którą wezwałem jeszcze w samochodzie, pewnie bym to zrobił. Odciągnęli mnie od tego gnoja, krzycząc coś przy tym, jednak nic nie słyszałem.  Patrzyłem na Alex leżącą pod ścianą i policjantkę sprawdzającą jej puls. Odepchnąłem od siebie policjanta, który chciał abym opisał mu zajście i podszedłem do Collins. Krew z jej twarzy spływała strużkami.
- Żyje?  - to było jedyne co mogłem z siebie wydusić.
Policjantka pokiwała głową.
- Zasłabła, bo straciła dużo krwi. Karetka już jedzie.
- Zajmie to dużo czasu, mogę ją zawieść do szpitala.
- Została ciężko pobita i może mieć obrażenia wewnętrzne, lepiej żeby zajęli się nią wykwalifikowani ratownicy w razie krwotoku.
Nic nie odpowiedziałem, tylko wziąłem Alex za rękę.
- Musisz być silna Aly, dasz radę. Wiem, że dasz.

Alex
Otworzyłam lekko powieki, ale od razu je zamknęłam, bo raziło mnie jasne światło. Przy drugim podejściu było już trochę lepiej, ale i tak musiałam chwilę poczekać aż przyzwyczaję się do światła. Przez chwilę czułam się jak aparat ustawiający ostrość. Kiedy w końcu widziałam normalnie, otworzyłam szerzej oczy i dźwignęłam się na łokciach, ale od razu tego pożałowałam, bo moje ciało przeszedł okropny ból.
Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się po sali. Co ja robię w szpitalu? Spojrzałam na swoje ręce i dopiero teraz zobaczyłam wystające z nich rurki. Do moich uszu dobiegły piski kardiografu, a do nosa zapach sterylnego otoczenia. Próbowałam sobie przypomnieć skąd się tutaj wzięłam, ale miałam pustkę w głowie. Ostatnie co pamiętam, to to że byłam u Jacka i Toma, potem nic. Jeśli to jest jeden z ich kiepskich kawałów, to już gryzą ziemię.
Nagle do pomieszczenia weszła pielęgniarka, całkiem młoda i ładna. Miała ciemne oczy i kasztanowe włosy związane w warkocz. Kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się serdecznie.
- Obudziłaś się, wspaniałe. Sporo osób na to czeka.
Zmarszczyłam brwi.
- Kto czeka?
- Twoja siostra, brat i ojciec.
- Ojciec?
Czyżby mój tato zmartwychwstał?
Pielęgniarka spojrzała na mnie zatroskanym wzrokiem.
- Pewnie masz małe zaniki pamięci, biedactwo. Spokojnie zaraz zawołam lekarza, a jeśli będziesz miała jeszcze trochę sił, to spotkasz się z rodziną.
Nie miałam pojęcia, co tu się dzieje, ale kiwnęłam głową. Może dowiem się więcej od lekarza.
Nagle przez szybę, prowadzącą na korytarz, dostrzegłam znajomego mężczyznę. Chwilę zajęło zanim poznałam kim jest, ale kiedy podszedł do niego Harry i Victoria wszystko zrozumiałam. To ten facet z restauracji, który przyszedł z Harrym i Louisem. Więc właśnie patrzę na moja siostrę, brata i ojca. Genialnie.
Do sali wszedł lekarz, starszy mężczyzna z siwymi włosami i wąsami.
- Dzień dobry pani Collins, jak się pani czuje?
- Chyba w porządku - zagryzłam wargę, musiałam zadać mu to pytanie - Co ja tu robię? Co się stało?
Lekarz przyjrzał mi się uważnie.
- Tak pielęgniarka uprzedzała mnie, że niewiele pamiętasz. - zaczął przeglądać jakieś karty, zgaduje że jakieś raporty albo badania - No dobrze. Posłuchaj Alexandro, zostałaś brutalnie pobita. Obrażenia są dosyć poważne, ale myślę, że za jakiś tydzień wypiszemy cię do domu.
Nagle mi się przypomniało. Wracałam od chłopaków, było ciemno. Jakiś facet, kij. Potem ból i ciemność. A teraz jestem w szpitalu.
- Jak długo tutaj jestem? - zapytałam.
- Trzy dni, przez cały czas byłaś nieprzytomna.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.
- Mogę już porozmawiać z rodziną?
- Oczywiście, byle nie za długo - powiedział z uśmiechem, po czym wyszedł. Przez szybę widzę jak rozmawia z Vicky, Harrym i tym mężczyzną. Miałam wrażenie ze wszyscy oddychają z ulga. Kiedy wchodzą znów opieram się na łokciach, jednak teraz dużo delikatniej.
- Co tu się, kurwa, dzieje?! - patrzę na nich wyczekująco.
Starszy mężczyzna śmieje się cicho.
- Zawsze tak miło się witasz?
- Tylko jak tracę kontrolę nad tym, co się wokół mnie dzieje - mówię poirytowanym tonem - Kim pan jest?
Mężczyzna szerzej się uśmiechnął.
- Masz rację, też byłbym zdenerwowany, gdyby jakiś obcy człowiek podawał się za mojego zmarłego ojca - przerwał na chwilę, jakby czekał na moją reakcję. Ja jednak milczę, więc mężczyzna kontynuuje.
- Nazywam się Colin Ralphy, jestem czymś w rodzaju opiekuna zespołu One Direction.
- Agentem?
- Coś takiego.
Zauważyłam, że Harry nie odrywa ode mnie wzroku. Opiera się ramieniem o ścianę z rękami w kieszeniach. Nagle poczułam ogromną chęć wejścia do jego głowy i poznania myśli. Chciałabym wiedzieć jakie ma o mnie zdanie, co opowiadał mu Tomlinson. Harry patrzy na mnie inaczej niż Louis, w jego oczach nie widzę natychmiastowego potępienia. Zupełnie jakby mnie rozumiał, albo dawał czystą kartę. To sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno jest takim dupkiem jak Louis.
Wróciłam wzrokiem do Colina. Jak na starszego mężczyznę był całkiem przystojny. Przyszło mi na myśl, że spodobał by się mojej matce, ale na samo jej wspomnienie mnie mdli.
Westchnęłam.
- Więc czego ode mnie chcecie? - zapytałam patrząc to na niego, to na Harry'ego.
Kąciki ust Harry'ego drgnęły lekko ku górze, lecz nic nie powiedział.
- Można powiedzieć, że mamy dla ciebie pewien interes - Colin wziął jedno z krzeseł, postawił przy moim łóżku i na nim usiadł - Naprawdę się opłacający.
- Co to za interes? - zapytałam mimo wątpliwości. Miałam wrażenie, że propozycję od nich to nic dobrego.
Colin spojrzał znacząco na Harry'ego, a ten kiwnął głową. Naprawdę mi się to nie podobało.
- Chcemy, żebyś udawała dziewczynę pana Tomlinsona. Wiem, że sama propozycja wydaje ci się dziwna, ale jeśli wysłuchasz nas do końca z pewnością dojrzysz w tym pewien sens.
Sens? To w ogóle ma jakiś sens?
Siedziałam z otwartą buzią, patrząc na nich jak na idiotów. Słowa ugrzęzły mi w gardle, z resztą to bez znaczenia bo w głowie też miałam pustkę. Byłam w szoku. Sama sprawa wydawała mi się absurdalna, a to, że zaproponowali ją mnie, było podwójnie absurdalnie. Przecież Louis mnie nienawidzi więc jak my mamy udawać parę?
Z resztą o czym ja myślę, nie ma mowy, że zgodzę się na taki układ. Nie chcę mieć już z tym chłopakiem nic wspólnego. Zostawiam przeszłość za sobą.
- Nie - mówię po długim milczeniu.
Colin wygląda nieruszonego moją odmową, zupełnie jakby się tego spodziewał. Za to Harry przestał się uśmiechać i mocniej zacisnął szczęki.
- Co nie? - zapytał.
- Nie wciągnięcie mnie w to gówno. Nie będę nikogo udawać, tym bardziej dziewczyny Tomlinsona.
- Tylko dlatego, że powiedział ci kilka rzeczy w restauracji? - jego głos był już trochę mocniejszy, jakby miał ochotę krzyczeć, ale się powstrzymywał - Przynajmniej nas wysłuchaj.
- Harry ma rację, powiemy co mamy ci do zaoferowania i wtedy podejmiesz decyzję - zaproponował Colin.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Do zaoferowania? - zapytałam, bardziej siebie niż niego.
- Nie jesteś organizacją charytatywną Alexandro, jak każdy masz problemy. A z tego co wiemy to również dość spore długi zaciągnięte u nieciekawych ludzi, co jest niebezpieczne. Jeden z nich już cię pobił.
- Zostałam pobita przez te pierdolone pożyczki? - czułam, że zaczyna boleć mnie głowa od nadmiaru informacji. Miałam ochotę ich wszystkich stąd wyrzucić i wszystko na spokojnie przemyśleć, jednak ciekawość przeważała.
- Niestety tak i dlatego zdecydowaliśmy, że spłacimy wszystkie długi łącznie z odsetkami. Naturalnie będziesz również dostawała stałą pensję miesięczną.
Czy on powiedział, że spłacą wszystkie pożyczki? Czy to znaczy, że w końcu będę wolna? Psia mać.
- Ile? - zapytałam prosto z mostu, choć w duchu się za to skarciłam, bo wydało mi się to niegrzeczne.
Colin wzruszył ramionami.
- Myślę, że kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy.
- MIESIĘCZNIE?! - zapytałam równocześnie z Vicky. Zapomniałam, że ona w ogóle jest w sali.
Spojrzałam na siostrę i dostrzegłam radość w jej oczach.
- Boże Alex to cudowne, starczy ci na czesne! Będziesz mogła studiować!
Może jestem okropna, ale jakoś nie wierzyłam w ten jej entuzjazm. Zależało jej jedynie, aby zabrać mi pieniądze. Mimo wszystko powstrzymałam się od powiedzenia głośno co myślę. Zignorowałam Vicky i wróciłam do Colina.
- Jak długo ma trwać ta szopka?
- Umowa jest na pięć miesięcy, jeśli dobrze wam pójdzie to ją przydłużymy.
- Mam wytrzymać ponad pięć miesięcy w wyimaginowanym związku z człowiekiem, który mnie nienawidzi?
Wow, może być śmiesznie, pomyślałam. Jednak wciąż nie byłam przekonana do tego pomysłu. Pieniądze kuszą, moje życie by się zmieniło. Spłaciłabym długi, poszłabym na studia, zdobyła zawód i wreszcie znalazła normalną pracę. I to wszystko praktycznie na wyciagnięcie ręki. Jedyną wadą tego wszystkiego jest Louis.
- On się zgodził - przyznał Colin - Ale to twoja decyzja. Zrób jak uważasz.
Tomlinson się zgodził. Ciekawe tylko czy dobrowolnie, czy pod szantażem usunięcia z zespołu. Znałam jednak Louisa na tyle, że nawet pod przymusem utrzymuje swoje zdanie, ale nie chciało mi się wierzyć, że na pytanie:,,Lou, co ty na to, że Alex będzie twoją sztuczną dziewczyną?'', on odpowiedział: ,,Spoko i tak nie mam nic do roboty''.
Cały czas jednak pamiętam o pieniądzach i o perspektywach jakie one dają. Mogłabym w końcu normalnie żyć. I przede wszystkim pokazać matce, że jest skończoną suką, bo nas zostawiła w bagnie, w które sama nas wciągnęła. Udowodnić jej jak jesteśmy silne, że same z niego wyszłyśmy.
I chociaż mam bardzo dużo wątpliwości i złych przeczuć, podnoszę wzrok na Colina.
- Zgadzam się - mówię wreszcie - Na pięć miesięcy i ani dnia więcej.
Colin uśmiechnął się szeroko.
- Masz moje słowo - wstał i spojrzał na Harry'ego - To co? Będziemy już iść, Alexandra musi odpocząć. A! - wrócił do mnie - Jak wyjdziesz ze szpitala to spiszemy umowę i omówimy szczegóły całej sprawy.
Kiwnęłam głową na zgodę. Potem mój wzrok padł na Harry'ego. Na jego twarzy malowała się ulga.

Parę dni później budzę się jak zwykle, ale nie jestem sama w sali. Przy łóżku siedzi Louis, ubrany w zwykły biały Tshirt, szara bluzę i czarne dresy. Jego włosy nie były już w nieładzie, pewnie dzisiaj w ogóle nic z nimi nie robił.
Patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
- Jak się czujesz?
Z jednej strony byłam zdziwiona jego nagłą troską,  ale z drugiej strony podobało mi się,  że go to obchodzi.
- Lepiej, jutro mają mnie wypisać.
- Wiem, rozmawiałem z lekarzem.
Zmarszczyłam brwi.
- Udzielił ci informacji? Ale przecież... - nie dał mi dokończyć.
- Powiedziałem, że jestem twoim narzeczonym - wzruszył ramionami - Właściwie nie kłamałem.
Pokiwałam głową. Zapanowała między nami niezręczna cisza. Nigdy coś takiego nie miało między nami miejsca, buzie nam się praktycznie nie zamykały. Cóż, będę musiała się przyzwyczaić, bo wątpię czy przez te pięć miesięcy coś się zmieni.
- Po co przyjechałeś do Doncaster? - sama nie wiem, po co zadałam to pytanie. Miał ochotę to przyjechał, nic mi do tego. Chciałam jednak przerwać tą cholerną ciszę.
Louis wzruszył ramionami.
- Przyjechałem do mamy, miałem do niej kilka spraw. No i musiałem zobaczyć czy z tobą w porządku, od kąt cię przywiozłem to wcale tu nie zaglądałem - mówił tak pustym tonem, że zaczęłam się zastanawiać czy sława wyprała z niego wszelkie ludzkie emocje - No i skoro jutro cię wypisują, to zabieram cię do Londynu, więc przygotuj się psychicznie.
To chyba miał być żart, lecz w ogóle mnie nie śmieszył. Byłam zajęta obserwowaniem jego spokojnego wyrazu twarzy, perfekcyjnie opanowanego każdego ruchu. Zbyt perfekcyjnie, wiedziałam co to znaczy.
- Kłamiesz - stwierdziłam - Nie przyszedłeś tutaj zobaczyć co u mnie, masz to gdzieś.
Louis uśmiechnął się mimo woli.
- Masz rację.
- Z tym, że kłamiesz, czy tym, że masz to gdzieś?
- Z jednym i drugim - powiedział to tak lekko, że naprawdę uwierzyłam, że ma na mnie wyjebane. I mimo, że spodziewałam się takiej odpowiedzi, to i tak zabolało.
- Więc po co przyszedłeś?
Przez dłuższą chwilę patrzył mi w oczy, a mnie wkurzało to, że nie mogłam nic wyczytać z jego wzrok. Nagle wstał i przeszedł po sali, jakby rozważał, czy powiedzieć mi prawdziwy powód swojej wizyty. Po chwili zatrzymał się w nogach mojego łóżka i pochylając się do przodu, oparł się rękami o metalową rurkę oparcia. Ponownie utkwił we mnie wzrok.
- Przyszedłem powiedzieć, że pomogłem ci tylko ze względu na to, co nas kiedyś łączyło. I niezależnie, ile będziemy ciągnęli ten cyrk z chodzeniem, nie masz się co łudzić, że znowu się zaprzyjaźnimy. Dla mnie tamta Alex umarła.
Po czym wyszedł z sali.


***
Chciałabym bardzo podziękować za miłe komentarze!

Rozdział jest szybciej, bo wreszcie naprawiono mi laptopa i mogłam go spokojnie napisać. 3 i 4 były pisane na telefonie i dlatego są trochę krótsze i długo trzeba było na nie czekać. Mam nadzieję, że teraz rozdziały będą dodawane regularnie.

A teraz taka sprawa laski moje kochane, czy czytacie może jakieś dobre fanfiki? Jeśli tak to koniecznie podajcie mi linki w komentarzach, bo nie ma niestety czego czytać. Z góry dziękuję!

Pozdrawiam, Rouse xoxo

5 komentarzy:

  1. Jaka ulga! Nic jej nie jest :) Moim zdaniem Alex powinna wyjaśnić Lou sprawę.. Może byłoby im łatwiej udawać?....
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Jeśli szukasz fajnego ff ro zapraszam na mój profil, obserwuje kilka fajnych blogów, które czytam i są naprawdę godne polecenia ;)

      Usuń
  2. Świetny rozdział :D Czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń