niedziela, 29 listopada 2015

13

Zanim przeczytacie rozdział, chciałabym poruszyć pewną kwestię. Blog ma 30 obserwatorów ( za co bardzo dziękuję ), a pod postami są 2-3 komentarze. Proszę o wyrażanie swojej opinii na temat opowiadania, bo to naprawdę daje kopa do pracy. Dziękuję za uwagę :))
~***~


Obudziły mnie promyki słońca wpadające do pokoju przez zasłonkę. Zarzuciłam więc kołdrę na głowę i przewróciłam się na drugi bok, ale gdy wyciągnęłam rękę aby przytulić się do torsu Lou, zorientowałam się, że jestem sama. Odsłoniłam głowę aby się upewnić, że go nie ma. Zmarszczyłam brwi. Gdzie go już wywiało? Przyszło mi jeszcze do głowy, że może spadł z łóżka, więc dla pewności sprawdziła podłogę. Pusto.
Trochę mnie to wytrąciło z równowagi. Dopiero co się pogodziliśmy a jego już nie ma. Westchnęłam głośno. On już taki jest, nie umie usiedzieć na miejscu. 
Zeszłam z łóżka i podeszłam do walizki. Bogu dzięki, że byłam spakowana w Londynie, bo po telefonie ze szpitala pewnie wszystkiego bym zapomniała. Wyjęłam więc luźną, granatową koszulkę i moje ulubione, dopasowane dżinsy. Skoro jestem sama, to nie trudziłam się pójściem z ciuchami do łazienki, tylko od razu się przebrałam. Włosy związałam w luźnego koka i dałam sobie spokój z makijażem. Nie wyglądam bardziej tragicznie niż zazwyczaj. 
Nagle zaczęło mi burczeć w brzuchu. Uśmiechnęłam się pod nosem i udałam się do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam mleko, chcąc nalać sobie trochę do szklanki. Wtedy dostrzegłam na blacie talerz z kanapkami i kubek herbaty. Obok leżała kartka zapisana nieregularnymi literami. Poznałabym ten charakter pisma wszędzie. 

Zadzwonił Colin i musiałem lecieć natychmiast do Londynu. Wrócę dzisiaj w nocy, albo z samego rana. Zrobiłem ci śniadanie, żebyś się nie gniewała.
Louis xoxo

Ps. Wyglądasz słodko gdy śpisz.


Uśmiech sam wkradł mi się na twarz. Oczywiście wolałabym, żeby był tutaj, ale i tak wiele dla mnie zrobił. Przyleciał ze mną wbrew Colinowi, ryzykując miejsce w zespole. Na pewno mają teraz przez to jakieś opóźnienia czy coś w tym rodzaju. Mam nadzieję, że przeze mnie nie będzie miał kłopotów.
Dowiem się wszystkiego gdy wróci.
O ile wróci.
Szybko jednak pozbyłam się pesymistycznych myśli z głowy. Po wczorajszym dniu, jestem pewna, że do mnie wróci. Ufam mu.
Biorę więc jedną z kanapek leżących na białym talerzu. Nie mogą się przecież zmarnować.

Idąc białymi korytarzami szpitala, zaczęłam dostrzegać rzeczy, których nie widziałam wcześniej. Czy to miła pani, pracująca na recepcji. Czy zaskakująco duży rozmiar tego szpitala. W biegu pominęłam te szczegóły.
Będąc już prawie przy sali Jacka dostrzegłam Drinę, opierającą się o ścianę. Widząc mnie, uśmiechnęła się szeroko, jednak to nie zamaskowało ciemnych cieni pod jej oczami. Mało spała.
- Długo tu jesteś? - zapytałam również opierając się o ścianę.
Wzruszyła ramionami.
- Kilka godzin - przetarła zaspane oczy - Nie mogłam spać, nie wiedziałam co z sobą zrobić, więc przyszłam tutaj.
Poczułam ukłucie bólu patrząc na blondynkę. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co musi przeżywać. Musi jej być naprawdę ciężko. Do tego ta ciąża, na samą myśl mam łzy w oczach. W prawdzie dopóki jestem w Paryżu to spróbuję jej jakoś pomóc, ale nie wiem ile to będzie trwać.
- Musisz się wysypiać ze względu na dziecko - przypomniałam jej.
Pokiwała głową.
- Wiem, ale... - westchnęła - Jak on się obudzi, to dopiero spokojnie zasnę.
Na twarzy Driny pojawiły się łzy.
Przytuliłam ją do siebie mocno. Potrzebowała mnie teraz naprawdę mocno. Została z tym wszystkim sama, jedynie ja mogę ją wesprzeć. Czuję jak koszulka przykleja mi się do skóry od wilgoci. Z tego wszystkiego i ja zaraz zacznę płakać. Trzymam się jednak, aby dodać otuchy Drinie.
- Potrzebujesz chwili przerwy - mówię w końcu - Chodź zjemy coś na mieście, a potem tu wrócimy. Na pewno umierasz z głodu. Małe driniątko też musi coś wziąć na ząb.
Drina zachichotała przez łzy.
- Chociaż jeszcze nie ma zębów - zauważyła - W porządku. Niedaleko jest bardzo fajna knajpa, możemy tam iść.
Przerzuciłam rękę przez jej ramię.
- Prowadź.

Louis
- Że co, kurwa?!
Patrzyłem zaskoczony na Colina. Szybko jednak szok zmienia się w złość.
Colin przygląda mi się bez wyrazu.
- Tracy ogłosiła publicznie, że jesteście parą i dlatego Alexandra wyjechała do Paryża. Masz mi powiedzieć co dalej.
Zmarszczyłem brwi.
- Nagle mam prawo głosu? Od kiedy to ja mogę decydować?
Colin był jednak niewzruszony moją uwagą. Przekrzywił lekko głowę i nadal obserwował mnie z zainteresowaniem.
- Mi zależy na dobru zespołu, a to z którą wolisz być dziewczyną, jest wyłącznie twoją sprawą. Musisz jednak szybko się decydować, bo za godzinę macie wywiad, na którym wszystko wszystkim wyjaśnisz - mówił tonem, który sugerował, że to nie podlega dyskusji.
Nie musiałem się jednak zastanawiać. Mój wybór by oczywisty.
- Wybieram Alex.
Mógłbym przysiąść, że na twarzy Colina pojawił się cień uśmiechu.
- Świetnie, więc poopowiadasz przed kamerą jaką psychopatką jest Morrell. Właściwie to nic nowego. Miłej zabawy - ruszył ku drzwiom, kiedy nagle sobie o czymś przypomniał i odwrócił się na pięcie - Po wywiadzie możesz lecieć do Paryża.
Pokiwałem głową, czekając aż wyjdzie. Kiedy to się stało, oparłem się o jego biurko i schowałem twarz w dłoniach. W tym momencie modliłem się, aby Alex o niczym się nie dowiedziała.

Alex
Tęskniłam za Driną bardziej niż myślałam. Kiedy będąc w restauracji, rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się jak dawniej, poczułam że bardzo mi tego brakowało.
- Tom często was odwiedza? - zapytałam biorąc do ust kolejny kęs moich naleśników.
- Był dwa tygodnie temu, przyjeżdża przynajmniej raz w miesiącu. Przecież on nie może wytrzymać dłużej bez Jacka, są jak małżeństwo.
Zaśmiałam się na jej komentarz, ale coś w tym było. Wcześniej też rzadko się rozstawali.
- Czyżbyś była zazdrosna? - upiłam łyk prawie zimnej kawy. Albo błyskawicznie wystygła, albo tak długo tutaj siedzimy.
- Jak cholera, ale postanowiłam, że nie zrobię awantury aż przyłapię ich w dwuznacznej sytuacji.
Kiedy to usłyszałam zakrztusiłam się kawą i zaczęłam gwałtownie kasłać, co spowodowało jeszcze większy napad głupkowatego śmiechu blondynki. Kochana przyjaciółka, śmieje się zamiast mi pomóc. Chociaż ja zrobiłabym tak samo.
Kiedy w końcu udaje mi się opanować, Drina jest już cała czerwona.
- To było aż takie śmieszne? - pytam zdziwiona.
- Przepraszam - powiedziała ocierając łzę z policzka - Hormony i te sprawy.
Pokręciłam głową z rozbawieniem. Przyszło mi na myśl, że kiedy Jack wyjdzie ze szpitala na pewno nie będzie się z nią nudził.
- Który to w ogóle miesiąc? Kiedy będziesz miała brzuszek? - zapytałam i sama byłam zdziwiona podekscytowaniem w moim głosie. Ale cóż... Cholernie się cieszę.
- Końcówka czwartego i już trochę widać - usiadła bokiem do mnie i położyła rękę na brzuchu - Widzisz?
Znów pokręciłam głową.
- Jesteś tak samo chuda jak byłaś - nagle coś mi przyszło do głowy - Może ty wcale nie jesteś w ciąży? Lekarz cię okłamał.
Drina spojrzała na mnie jak na głupią.
- Zabiłabym żabojada - przyznała z niezwykle poważną miną - Ale na jego szczęście robił mi już usg i widziałam malucha.
- Ma szczęście.
Dopiłam swoją zimną kawę i odstawiłam filiżankę na pusty talerz po naleśnikach. Byłam najedzona do granic możliwości. Podniosłam wzrok i dostrzegłam, że Drina przygląda mi się z miną, którą bardzo dobrze znam. Przybierała ją zawsze, gdy chciała mi coś ważnego powiedzieć, albo zapytać.
I tym razem nie było wyjątku.
- O co chodzi z tobą i Louisem?
Przygryzłam dolną wargę słysząc jej pytanie. Sama chciałabym wiedzieć.
- Jak to? - zapytałam marszcząc brwi - Wszystko jest w porządku.
- Chodzi mi o to że... - przerwała szukając odpowiedniego słowa - Znam cię Alex. Wtedy jak rozmawialiśmy na videoczacie widziałam, że nie wszystko jest w porządku. Nie byliście tacy jak kiedyś, inaczej się zachowywaliście. Potem w gazetach pisali o waszym rozstaniu i jego zdradzie. A wczoraj pojawiliście się oboje w szpitalu. Po prostu chcę zrozumieć o co w tym chodzi, bo nie chcę abyś znowu płakała przez dwa lata. Wiem, że bardzo ci na nim zależy i obiecuję, że własnoręcznie go zabiję, jeśli znowu ci coś zrobi.
Zaniemówiłam. Nie spodziewałam się aż takiego poparcia ze strony Driny. Zawsze wydawało mi się, że będzie mimo wszystko bronić Louisa, w końcu zawsze się świetnie dogadywali. Jednak słysząc jej słowa nie jestem już tego taka pewna.
- Dziękuję, nawet nie wiesz jak duże ma to dla mnie znaczenie - mówię naprawdę szczerze.
- Nie dziękuj mi, tylko wszystko wytłumacz. Chcę to, do jasnej cholery, zrozumieć. Od samego początku do teraz.
Przez dłuższą chwilę trwała cisza.
W mojej głowie pojawiały się setki pytań. Mam jej powiedzieć o wszystkim? Teraz? Nie, to na pewno nie jest odpowiednie miejsce. Musimy być same, bez żadnych świadków.
Nie wiem czy jestem gotowa przypominać sobie to wszystko. Ale czy kiedykolwiek będę? Na to nie da się przygotować. Chciałam o tym opowiedzieć Louisowi i pewnie któregoś dnia to zrobię. Ale byłam głupia nie zwierzając się jedynej przyjaciółce. Może o wiele łatwiej byłoby mi przejść przez to wszystko, gdyby wiedziała. Czuję, że się czerwienię.
Otwieram usta aby powiedzieć, że opowiem jej prawdę, ale nie tutaj, gdy do naszego stolika podchodzi kelner. Drina prosi o rachunek i już po chwili obie zakładamy płaszcze i w ciszy wychodzimy z lokalu. Ta cisza jednak nie trwa długo.
- Co skłoniło panią do przyjazdu do Paryża? Długo zamierza pani tu zostać?!
- Jak pani znosi rozstanie z Louisem?!
- Co może pani powiedzieć o Tracy Morrell?!
- Czy jest coś, co chciałaby pani jej powiedzieć?!
Pytania i flesze aparatów padały z każdej strony, kompletnie mnie zamraczając. Jestem w tak ciężkim szoku, że przez dłuższą chwilę nie mogę się ruszyć. Gdyby nie Drina, prawdopodobnie stałabym jak kołek w jednym miejscu.
Staramy się przecisnąć przez tłum, ale nie jest to łatwe. W dodatku reporterzy krzyczą coraz głośniej i zadają coraz bardzie absurdalne pytania.
- Jakiś komentarz na spekulacje o ślubie Morrell i Tomlinsona?!
- Uważa pani, że ich związek przetrwa?
- Chodzą plotki o ciąży Tracy, co na to powiesz?!
Na ostatnie pytanie niemal wybuchłam histerycznym śmiechem. Jak ciąża do licha? O czym ci ludzi mówią?
Drina ciągnie mnie za rękę do stojącej na ulicy taksówki i niemal wpycha do środka. Bogu dzięki, że przynajmniej ona potrafi zachować zimną krew. Ruszamy zostawiając krzyczących pismaków z tyłu.
A ja jestem tak oszołomiona, że nie wiem co powiedzieć.
- O to mi właśnie chodziło - powiedziała Drina patrząc na mnie ze współczuciem - Ślub Louisa i Tracy? O co im chodziło do diabła?
Przed oczami stanął mi obraz tej suki w białej sukni i Louisa w czarnym garniturze. Stali przy ołtarzu trzymając się za ręce. Najpierw ona mówiła uroczyste tak, następnie on. Potem złączyli się w pocałunku, a wszyscy goście zaczęli im bić brawo. A mi zebrało się na wymioty.
Wyrzuciłam ich ze swojej głowy i skupiłam się na Drinie.
- Sama chciałabym to wiedzieć.
Teraz nie byłam już taka pewna, czy Louis jednak dzisiaj wróci.

Do nocy siedziałyśmy potem w szpitalu, rozmawiając o różnych rzeczach. Starannie jednak omijałyśmy temat Louisa. Nie chciałam o nim rozmawiać, aby się nie nakręcać. Obiecał, że wróci to tak właśnie zrobi i koniec.
Kiedy wróciłam do hotelu, pierwsze co zrobiłam to wzięłam gorący prysznic. Chciałam zmyć z siebie cały dzisiejszy dzień i zasnąć otulając się miękką białą pościelą. Wiem jednak, że pomimo moich chęci to nie dam rady zasnąć. Nie dopóki, nie zobaczę Louisa przekraczającego próg.
Po wyjściu z łazienki założyłam piżamę i wskoczyłam pod kołdrę. Żaby zająć czymś myśli włączyłam telewizję. Kiedy jednak przejrzałam kilkadziesiąt kanałów i każdy był w całości po francusku, wyłączyłam go i rzuciłam pilot na drugą stronę pokoju klnąc pod nosem. Sprawdziłam zegarek, pierwsza dwadzieścia osiem. Chyba jednak jestem skazana na swoje przemyślenia.

Kiedy parę godzin później drzwi do apartamentu się otwierają niemal podskakuję przerażona. Uspokajam się dopiero, gdy widzę, że to tylko Louis.
O Boże to Louis!
Wychodzę z pod kołdry i z uśmiechem na twarzy całuję go w policzek.
- Dlaczego nie śpisz? - zapytał przyglądając mi się uważnie - Jest czwarta nad ranem.
Przygryzłam dolną wargę i wzruszyłam ramionami.
- Po prostu nie mogłam zasnąć.
Nie mogę też się skupić, przez te szaro-niebieskie tęczówki skanujące mnie od stóp do głów. Po chwili jednak Louis uśmiecha się i zmniejsza dystans między nami, tak że stykami się klatkami piersiowymi.
- Przebiorę się i razem się położymy, zgoda? - zapytał.
Pokiwałam głową czując miłe ciepło w żołądku. Louis złożył subtelny pocałunek na moim czole po czym udał się do kuchni. Patrzyłam na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał i w mojej głowie pojawiła się Tracy. Muszę zapytać teraz, bo inaczej już nigdy się nie odważę.
- Louis? Mogę ci zadać głupie pytanie? Bo nurtuje mnie to już od obiadu - zapytałam ruszając za nim. Stał oparty o szafki z butelką wody w ręce.
- Pytaj - powiedział przykładając gwint do ust.
Nabrałam dużo powietrza w płuca. Jak nie teraz to nigdy.
Bierzesz ślub z Tracy?
To nie jest do końca to, o co chciałam zapytać. Byłam bardzo zdenerwowana i wyszło jak wyszło. Wystarczyło jednak aby Louis opluł pół kuchni wodą.
- Co? - zapytał marszcząc uroczo brwi - Skąd ci to przyszło do głowy?
- Też byłam zaskoczona kiedy chmara ludzi z kamerami kazała mi skomentować wasz związek i ciążę Morrell - ostatnie słowa wymówiłam z takim niesmakiem, że aż się skrzywiłam.
Louis patrzył na mnie zaskoczony, jakby nie docierało do niego co mówię. Dopiero po chwili odstawił butelkę i podszedł do mnie. Chciał objąć mnie w pasie, lecz szybko się cofnęłam. Widziałam, że go to zabolało, ale musiałam wiedzieć co się dzieje.
Louis przeczesał ręką włosy.
- Nie ma żadnego związku i, strzeż mnie Panie, ciąży. Tracy naopowiadała mediom różnych bzdur na nasz temat, a oni wszystko kupili. Dlatego byłem dzisiaj w Londynie, żeby wszystko wyjaśnić.
Widziałam, że jest poirytowany tą niezręczną sytuacją, ale chciałam wszystko wiedzieć.
- I co powiedziałeś?
- Że Morrell jest idiotką, cała ta błazenada była ustawiona, a my nadal jesteśmy razem i bardzo dobrze nam się układa.
Poczułam ukłucie wyrzutów sumienia i stwierdziłam, że jestem idiotką. Jak mogłam w niego zwątpić w Lou? Przecież udowodnił mi już, że mogę mu ufać. Dlaczego więc wciąż mam z tym takie problemy? Jest mi teraz strasznie głupio.
- Przepraszam - mówię w końcu spuszczając wzrok - Jestem kretynką, nie powinnam się w ogóle przejmować tymi bzdurami.
Poczułam jego palce na mojej brodzie i po chwili już patrzyliśmy sobie w oczy. Jego wzrok był łagodny, tak samo jak ton głosu.
- Media to dla ciebie coś nowego. Po prostu nie wierz w te bzdety, które mówią albo wypisują.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Louis uśmiechnął się lekko.
- Chodźmy spać, późno już.



 


8 komentarzy:

  1. Aww.. jak słodko :3 Już nie mogłam sie doczekać nowego! Rozdział mega, wspaniały :D Uwielbiam cie <3333 <333 i tego bloga <33333 Wredne paparazzi, hieny jedne :/ Mam nadzieje, że ten jej przyjaciel sie wybudzi i wyjdzie ze szpitala ;) Ogólnie żeby wszystko sie ułożyło :D Czekam z niecierpliwością na next'a! Buziaki i dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Superowy rozdzial,mam nadzieje ze nikt nie zniszczy związku Alex i Louisa,Czekam na next
    Życze duzo weny i do zobaczenia na tym cudownym blogu ♡♡♡ :-* :-* :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie skończyłam czytać wszystkie rozdziały,co mogę dodać?Nie wiem nawet jak to opisać....to jest GENIALNE!!!!!! Teraz czekam na jeszcze takich świetnych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Awww.. jak sweet <3
    i ten tekst ,, i strzeż mnie Panie ciąży,, i tak dobrze wiemy że mój braciszek idiota i tak będzie kiedyś ojcem ...
    co nie będzie na koniec happy end ?? będzie mały Lou lub Louise ???
    bo jak nie to przyjdę do ciebie i coś ci zrobie ..
    no dobra wychodze zabardzo w przyszłość a wiec na temat rozdziału
    cudny, pinkny świetny itd... <3
    czekam na next'a i życze weny :D
    Buziaki :* <3

    ^^Sofia^^

    OdpowiedzUsuń
  6. super i czekam na next'a

    -Alex-

    OdpowiedzUsuń